Ukraina – nasz wschodni sąsiad. Dzięki wspaniałej
kulturze, cudownym ludziom i pięknym terenom państwo to, w przeciągu kilku
ładnych lat, zagościła wielokrotnie na naszej mapie wyprawowej. Z dala od
niedzielnych turystów w obcasach na szlaku oddawaliśmy się w pełni podziwianiu
piękna gór w ich pełnej okazałości. Z uwagi na brak szczegółowych map, często
za radą naszego człowieka-mapy, Adama, obieraliśmy kierunek…na azymut!
I tak podczas pierwszego z wyjazdów zebraliśmy
się w składzie wrocławsko-szczecińsko-warszawkim. Któż
by wtedy przypuszczał że po 9 latach nadal będziemy ze sobą
spędzać czas w ten sam sposób. Któż by wtedy przypuszczał, że Marcin
wyjedzie do Warszawy, Frugo będzie przedsiębiorcą, a Adam ekspertem od ocen
środowiskowych. Podczas tego wyjazdu, nieco przez przypadek, został zaproszony
Herman, który w ostatniej chwili uratował wyjazd jednemu z nas swoimi starymi,
zużytymi butami trekkingowymi... już wtedy przejawiało się w nim zamiłowanie do
nadawania drugiego życia przedmiotom z pozoru niepotrzebnym. Połoninę
Borżawską schodziliśmy wzdłuż i w szerz, w słońcu, śniegu, deszczu, ale z
uśmiechem na twarzach, aby w międzyczasie zejść trzykrotnie do małej
miejscowości Bereżniki u podnóża gór.
Kolejna wyprawa, która miała miejsce w 2009
roku, była już tylko w składzie szczecińsko-wrocławskim. Igi po tym jak nie
mógł być na pierwszym wypadzie oraz po opowieściach Fruga, nie odpuścił tym
razem. Po zwerbowaniu nowego kompana, którym był Doorzy, wyjechaliśmy do
Wrocławia gdzie Adam czekał na nas z transportem w postaci Toyoty Avensis. Po
całonocnej jeździe dotarliśmy do Lyuty - miejsca docelowego w Beskidach
Wschodnich. Gdy już zaopatrzyliśmy się w zapasy i spróbowaliśmy miejscowych
przysmaków, odstawiliśmy bezpiecznie samochód na podwórze jednego z gościnnych
mieszkańców wyruszyliśmy przed siebie.
Podczas
tego trzydniowego pobytu blisko natury jedliśmy dziko rosnące jeżyny słodsze od
malin, poszukiwaliśmy wody w przyschniętych strumieniach, smakowaliśmy jagód na
połoninie oraz spotkaliśmy górską Rusałkę! Eksplorowaliśmy różne zakamarki
Połoniny Równej, przemierzając przez Lutańską Holicę, Riwnę oraz inne okoliczne
szczyty i przełęcze. Po wojażach, zmęczeni ale usatysfakcjonowani, powróciliśmy
do Lyuty odebrać nasz postrach szos. Podczas drogi powrotnej zatrzymaliśmy się
w miasteczku niedaleko granicy, na iście królewską ucztę, na którą składały się
same ukraińskie dania. Próbowanie potraw, i nie tylko, z danych miejsc jest
jednym z najlepszych doznań na każdej wyprawie. Gdy już apetyt był zaspokojony,
a żołądki pełne powróciliśmy na trasę ku Polsce i ku naszym miastom.
Kolejny
raz Ukraina udowodniła nam, że warto ją odwiedzić, pokazała swoje piękno,
otwartość, serdeczność i gościnność. Przez te wszystkie lata zapuszczaliśmy się
w kolejne zakątki Karpatów Wschodnich, aby wejść na Stiu, Popa Iwana i wiele
mniej znaczących pagórków i szczytów.
A
to sprawia, że z każdym wyjazdem jest nam coraz bliższa i nie raz, nie dwa, z
wielką chęcią i przyjemnością zagościmy na jej terenach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz