Ukraina 2004-2010



Ukraina – nasz wschodni sąsiad. Dzięki wspaniałej kulturze, cudownym ludziom i pięknym terenom państwo to, w przeciągu kilku ładnych lat, zagościła wielokrotnie na naszej mapie wyprawowej. Z dala od niedzielnych turystów w obcasach na szlaku oddawaliśmy się w pełni podziwianiu piękna gór w ich pełnej okazałości. Z uwagi na brak szczegółowych map, często za radą naszego człowieka-mapy, Adama, obieraliśmy kierunek…na azymut!



I tak podczas pierwszego z wyjazdów zebraliśmy się w składzie wrocławsko-szczecińsko-warszawkim. Któż by wtedy przypuszczał  że po 9 latach nadal będziemy ze sobą spędzać czas w ten sam sposób. Któż by wtedy przypuszczał, że Marcin wyjedzie do Warszawy, Frugo będzie przedsiębiorcą, a Adam ekspertem od ocen środowiskowych. Podczas tego wyjazdu, nieco przez przypadek, został zaproszony Herman, który w ostatniej chwili uratował wyjazd jednemu z nas swoimi starymi, zużytymi butami trekkingowymi... już wtedy przejawiało się w nim zamiłowanie do nadawania drugiego życia przedmiotom z pozoru niepotrzebnym. Połoninę Borżawską schodziliśmy wzdłuż i w szerz, w słońcu, śniegu, deszczu, ale z uśmiechem na twarzach, aby w międzyczasie zejść trzykrotnie do małej miejscowości Bereżniki u podnóża gór.






Podczas tego wyjazdu mieliśmy również niesamowitą okazję przejechać się autostopem na pace Urala. 


Dla większości z nas ten pierwszy kontakt z Ukrainą, Lwowem, górami, lokalnymi mieszkańcami, w kilku przypadkach Polakami, był niesamowity i głęboko zapadł w pamięć.






Kolejna wyprawa, która miała miejsce w 2009 roku, była już tylko w składzie szczecińsko-wrocławskim. Igi po tym jak nie mógł być na pierwszym wypadzie oraz po opowieściach Fruga, nie odpuścił tym razem. Po zwerbowaniu nowego kompana, którym był Doorzy, wyjechaliśmy do Wrocławia gdzie Adam czekał na nas z transportem w postaci Toyoty Avensis. Po całonocnej jeździe dotarliśmy do Lyuty - miejsca docelowego w Beskidach Wschodnich. Gdy już zaopatrzyliśmy się w zapasy i spróbowaliśmy miejscowych przysmaków, odstawiliśmy bezpiecznie samochód na podwórze jednego z gościnnych mieszkańców wyruszyliśmy przed siebie.



Podczas tego trzydniowego pobytu blisko natury jedliśmy dziko rosnące jeżyny słodsze od malin, poszukiwaliśmy wody w przyschniętych strumieniach, smakowaliśmy jagód na połoninie oraz spotkaliśmy górską Rusałkę! Eksplorowaliśmy różne zakamarki Połoniny Równej, przemierzając przez Lutańską Holicę, Riwnę oraz inne okoliczne szczyty i przełęcze. Po wojażach, zmęczeni ale usatysfakcjonowani, powróciliśmy do Lyuty odebrać nasz postrach szos. Podczas drogi powrotnej zatrzymaliśmy się w miasteczku niedaleko granicy, na iście królewską ucztę, na którą składały się same ukraińskie dania. Próbowanie potraw, i nie tylko, z danych miejsc jest jednym z najlepszych doznań na każdej wyprawie. Gdy już apetyt był zaspokojony, a żołądki pełne powróciliśmy na trasę ku Polsce i ku naszym miastom. 




Kolejny raz Ukraina udowodniła nam, że warto ją odwiedzić, pokazała swoje piękno, otwartość, serdeczność i gościnność. Przez te wszystkie lata zapuszczaliśmy się w kolejne zakątki Karpatów Wschodnich, aby wejść na Stiu, Popa Iwana i wiele mniej znaczących pagórków i szczytów. 
A to sprawia, że z każdym wyjazdem jest nam coraz bliższa i nie raz, nie dwa, z wielką chęcią i przyjemnością zagościmy na jej terenach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz