Co do drogi, to na całym, około 50 kilometrowym odcinku ma
świetną i dość szeroką jezdnię, a co jakiś czas są wyznaczone specjalne mijanki
lub miejsca postoju i punkty widokowe – zważywszy na moją ciekawość otoczenia
znacząco zwiększa to bezpieczeństwo jazdy, bo kierując mniej się rozglądam,
wiedząc że w najciekawszym miejscu będzie za chwilę postój. Poza tym droga jest
też dobrze oznakowana, a co jakiś czas stoją nawet tablice z podaną wysokością
nad poziomem morza. Przy dobrej pogodzie widoki z trasy i przede wszystkim ze
szczytu są naprawdę niesamowite, oprócz całej Teneryfy jak na dłoni, często
widać także niektóre z sąsiednich wysp, bezkres oceanu, a nawet delikatne
zakrzywienie horyzontu. Podczas zjazdu uważać trzeba na hamulce, o ile dobrze
pamiętam są nawet znaki zalecające hamowanie silnikiem, bo duże nachylenie, 50 km, wysoka temperatura i
sporo zakrętów mogą spowodować przegrzanie hamulców, co mogłoby się skończyć
bardzo nieciekawie.
Wjeżdżaliśmy w sumie aż z 3 stron: najbardziej uczęszczaną i
opisaną tu trasą od południa (start w Las Galletas), od zachodu (start w Puerto
de Santiago) i od północy (start w Puerto do la Cruz).
Na tej samej wyspie jest jeszcze co najmniej jedna bardzo
ciekawa trasa do Wąwozu Masca, tam jednak byłem tylko pasażerem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz