Krym - Ukraina 2011

Występują: Zośka, Oman, Ewa i Frugo, Ukraina sierpień 2011

Podróż Ewy i Fruga rozpoczyna się w pociągu relacji Szczecin-Przemyśl, jak wszyscy słusznie się domyślają jest gorąco, duszno, ciasno – PKP nigdy nie zawodzi :)
Wysiadka w Przemyślu, dworzec, nawet ładny, odnawiany, ciekawa architektura budynku… przesiadamy się na rydwan do Lwowa gdzie czekają już na nas ZiM oraz jak się okazuje „pałac” dworcowy! Bardzo szybko okazuje się, że Ukraina dworcami stoi! lwowski dworzec robi wrażenie na wszystkich przybyłych (nie tylko my rozglądamy się po dworcu jak ubodzy krewni  budowla monumentalna, jest „na bogato” marmury, sztukaterie, ciężkie pałacowe kotary, skórzane kanapy dla oczekujących na swoje połączenie… standard na który jeszcze dłuuuuugo nie będzie nas stać!

Chodząc po lwowskim dworcu ma się wrażenie, że jest się w muzeum…tylko kapci nie rozdają. W hostelu  prysznic :) po nim obowiązkowo piwko, planowanie wieczoru i kolejnych dni, piwko i wyjście na miasto. Lwów urzeka niczym Kraków, trochę tak jest, że czujemy się tam jak u siebie. Rozmawiając po polsku trzeba mieć pełna świadomość, że niemal wszyscy rozumieją dokładnie o czym mowa. Po krótce – Lwów to piękne miasto, piękne kobiety i pyszne jedzenie.

Opuszczamy Lwów z odrobiną niedosytu, nie istnieje określenie czasu potrzebnego na „zwiedzenie” Lwowa, to miasto się chłonie, odkrywając codziennie nowe zakątki. Kolejnym miastem jest Odessa, każdy kto widział film „Deja vu” chce je odwiedzić. Miasto trochę ładne, trochę nie, imponująca marina, słynne schody i oczywiście pomnik Lenina (jak się okazuje pomniki, popiersia w różnych odsłonach  z podobizną Lenina towarzyszyć nam będą do końca podróży :) )



Dalej odwiedzamy  Symferopol  stolica Autonomicznej Republiki Krymu.  W mieście znajduje się dworzec kolejowy i lotnisko, kursuje trolejbus łączący Symferopol z Jałtą (to najdłuższa na świecie czynna linia trolejbusu - 86 km) oraz pociąg do Sewastopola  - tak o mieście mówi Wikipedia, my możemy jeszcze dorzucić – miasto na skrzyżowaniu, ogromny ruch, zgiełk i jak zwykle w tym rejonie imponujący dworzec kolejowy :)  stad łatwo już dostać się do Bakczysaraju, kolejnego punktu podróży. Ha, nie mogę tego pominąć…po drodze w elektriczce (czyli pociągu bliskiej relacji – swoją drogą wszyscy mają miejsce siedzące i pociąg przyjeżdża o wskazanym w rozkładzie czasie – wielkie nieba, czyli jednak można!!!!) raczymy się bodaj najlepszymi melonami jakie kiedykolwiek mieliśmy okazję jeść! Docieramy do „uroczej” chciałoby się powiedzieć „wioski” przed południem, jest oczywiście gorąco, a my mamy nieodparte wrażenie, że wylądowaliśmy pośrodku niczego. Ale nie zrażamy się, zakładamy plecaki i maszerujemy dzielnie do obiektu zbiorczego zakwaterowania. W oczekiwaniu na pokój palimy…hmm…przyjemnie. Po zakwaterowaniu (nota bene pokój w niezłym standardzie) udajemy się na obiad i podbój miasta….a tu nic, dziury , brak asfaltu, oczywiście monumentalny Lenin, pan przechadzający się z kozą główna ulicą… a gdzie pałac chanów krymskich, zabytkowy meczet???


Wobec tych niepowodzeń nie możemy pozostać obojętni, ochoczo więc spożywamy miejscowe trunki i dajemy za wygraną…wyciągamy mapę. Okazuje się, że rzeczywiście jesteśmy w Bakczysaraju, wszystko się zgadza, ale spacer zrobiliśmy sobie nie w tą stronę, halo! Atrakcje na prawo…a my na lewo, ach ludzka przekora… bezcenne. Nazajutrz wyruszamy, już jak trzeba, do pałacu chanów krymskich…doznania niezapomniane, nie da się opowiedzieć trzeba zobaczyć, dotknąć. Przystawiamy się do jakiejś wycieczki i mamy przewodnika w gratisie, cóż znaczy zaradność;)

Naturalnie podczas całej wyprawy jesteśmy zaopatrzeni w Zośkę, prywatnego przewodnika, przygotowanego do podróży jak nikt z nas.

Dla oddania sprawiedliwości musimy wspomnieć, że w Bakczysaraju i okolicy znajdują się świątynie (Chan-Dżami) , miasto wydrążone w skale itd.
Dalej Sewastopol – baza floty czarnomorskiej, wielkie statki, jeszcze większe posiadłości. Miasto pięknie położone. widoki z nabrzeża jak malowane, tylko te kolosy wszystko zasłaniają J a tak na poważnie mieszkamy w mieście portowym zatem teoretycznie takie widoki nie powinny nam imponować, a jednak…chyba wszystko kwestia rozmiaru ;)
Po krajoznawczych wycieczkach nadszedł wreszcie czas relaksuJ czyli, plaża, piwko, plaża, piwko, trzeba coś zjeść popływać i dalej plaża, winko, plaża, winko znakiem tego Teodozja (po drodze zahaczamy o Alusztę, ale tam jest baaardzo tłoczno przez co piwko nie zdąża się schłodzić, a pewne sprawy są jednak niedopuszczalne!!). Od tego momentu Teodozja staje się naszą bazą wypadową np. do  Słonecznej Doliny czyli „winiarskiego zagłębia” a właściwie kolektywu. Państwowa wielka winnica, a trunki wyśmienite (nawet te z rocznika bieżącego:) ) próbujemy zatem dzielnie by sprawdzić czy aby nie mdłe. Niniejszym informujmy… nie mdłe!! I tak spędzamy kilka pięknych dni na jedzeniu, piciu, pływaniu, opalaniu, podziwianiu widoków (szczególnie tych skąpo ubranych około dwudziestoletnich).


 Na koniec podróży zostawiamy sobie stolicę, zatem ni mniej ni więcej, Kijów. Zatrzymujemy się w hostelu mieszczącym się w jednej z kamienic w centrum. Pomimo zacnego towarzystwa które zastaliśmy w hostelu szybciutko prysznic i dawaj na Kijów. Tu widać, słychać i czuć wielkie miasto. Kolosalne budynki  (stadion na Euro 2012 był wówczas jeszcze w budowie), szybkie samochody, piękne kobiety na niebotycznie wysokich obcasach. Wszystko oczywiście w nieustannym ruchu, zamieszaniu. Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że stajemy się również mimowolnymi uczestnikami protestu w sprawie uwolnienia Julii Tymoszenko. Jednak jak na ludzi inteligentnych przystało szybko orientujemy się, że branie udziału w demonstracji nie jest najlepszym pomysłem. Przebijamy się przez tłum i zwiedzamy dalej. Jak na metropolię przystało spotykamy Supermana i Batmana ratujących niewiasty (chyba były tak samo zaskoczone jak my) wynosząc je na rękach z….karuzeli w parku przy punkcie widokowym.
Nieuchronnie nadszedł kres naszej podróży. Niby wiedzieliśmy, że nie będzie to wyjazd bezendu, a jednak te 16 dni tak szybko minęło. Wszystko co dobre szybko się kończy, całe szczęście że zawsze można to powtórzyć :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz